|
kpt. Jarosław Kaczorowski:
Portoroż, Słowenia - środa, 10 maja 2006
Dzisiaj wreszcie przyszedł na łódkę fachowiec od samosteru. Spóźnił się co prawda trzy godziny, ale przyszedł. Pogrzebał czas jakiś przy ekranach, sprawdził, czy przy kompasach nie leżą jakieś metalowe rzeczy, rozłączył i załączył kilka kabli, wykonał kilka telefonów i stwierdził, że jego wiedza jest niewystarczająca. Umówił na jutro innych serwisantów.
Ponieważ samostery nie działały zeszliśmy na trening, ale Goły robił za autopilota. Sam stawiałem wszystkie żagle, sam obsługiwałem wszystkie liny przy zwrotach i nie jest to proste. Najgorzej oczywiście ze spinakerem. Postawienie go samemu zajmuje dużo czasu i pochłania mnóstwo energii, ale udało się. Ale jak go zrzucić samemu tak, żeby nie wpadł do wody na razie jest dla nas tajemnicą. Po trzech godzinach zwrotów, stawiania i zrzucania żagli zupełnie byłem wykończony. Kiedy myliśmy łódkę pod wieczór, Goły wyrzucał mi, że następnym razem plamy krwi będę sam wycierał.
Przy okazji treningu zrobiliśmy mnóstwo zdjęć. Pożyczyliśmy ponton wraz z kierowcą (Krystianem) od naszych słoweńskich kolegów, Goły wsiadł na niego i wykorzystał naszego Nikona bardzo skutecznie. Wiemy też już na pewno, że bez asysty pontonu nie można wejść ani wyjść naszą łódką w wąskie przejścia pod wiatr. Myśleliśmy, że jak opanujemy manewry lepiej, będzie to możliwe. Krystian i Andraz wyprowadzili nas z błędu (cytuję Kristiana: "This is a lazy cow').
Od wczoraj w Portoroż trwają targi żeglarskie. Nasza łódka wzbudza spore zainteresowanie. Jest jedną z najmniejszych w porcie, ale flagi sponsorów na maszcie i kolorowa grafika kadłuba ściąga ciekawskich. Musimy parę razy dziennie opowiadać do jakich to regat, jakie są eliminacje, gdzie będziemy pływać i czy w Polsce jest zimno.
Trening na Słowenii (cz. I)
Trening na Słowenii (cz. II)
Trening na Słowenii (cz. III)
|
|