|
kpt. Jarosław Kaczorowski:
Portoroż, Słowenia - czwartek, 11 maja 2006
Dzisiaj do samosterów, przyszło aż dwóch fachowców z porządną walizką z narzędziami. Też się spóźnili, ale tylko godzinę. Jeden był od zadawania pytań mnie i Gołemu oraz dzwonienia po porady do kogoś wyżej w hierarchii fachowców. Drugi do prac manualnych. Oczywiście zaczęli od tego, że autopilot źle pokazuje kurs, bo koło kompasu na pewno leżą jakieś narzędzia. Kiedy okazało się, że jednak nie, rozebrali nam komputer, mózg całego systemu, wyjęli z niego płytkę z obwodami, coś z niej wycięli, coś dolutowali i wygląda, że mamy sprawne oba samostery.
Po ich wizycie zorganizowaliśmy ponton, który wyciągnął nas na zatokę i 4 godziny cieszyliśmy się żeglugą na samosterze. Ależ to zmyślne urządzenie! Potrafi nawet zwrot sam zrobić o zadany kąt. W związku z tym Goły tym razem miał zupełną plażę. Rozparty jak basza na koszu rufowym, w jednym ręku trzymał rumpel, tak na wszelki wypadek, gdyby samoster jednak zwariował, w drugiej aparat fotograficzny renomowanej firmy zagranicznej, której logo można znaleźć na stronie transat650.pl i z tej pozycji dawał mi uwagi typu: "tego na razie nie wiąż, tę linę puść pod tamtą, pamiętaj o tym i jeszcze zrób tamto". Ależ mnie wkurzał! Myślałem co chwila jak dobrze było być kapitanem na łódkach z załogą, i dawać uwagi "z biura" (tak mówią ci z dziobu, na tych na rufie), tym co tyrają jak w kopalni na przedzie łódki. Dzisiaj to ja byłem tym tyrającym. Ale po trzech godzinach treningu sielanka Gołego też się skończyła. Próbowałem zrzucić spinakera przez kosz dziobowy, zmodyfikowanym sposobem Kuby Jaworskiego. Pół żagla wpadło do wody i razem musieliśmy wyciągać go mozolnie, a potem postawić razem jeszcze raz żeby go przesuszyć.
Cały jestem poobijany i obolały (a ja nie!- hi,hi - ale fajnie było patrzeć jak "El Capitano" się zwija na dziobie - wtręt Gołego). ale codziennie lepiej poznaję jacht. Po każdym pływaniu mamy listę ze 20 rzeczy do poprawienia, ale co pocieszające, rzeczy na liście są coraz mniej istotne.
We dwóch już radzimy sobie w miarę dobrze, ale jeśli idzie o samotne żeglowanie to jeszcze długa nauka przede mną.
Trening na Słowenii (cz. I)
Trening na Słowenii (cz. II)
Trening na Słowenii (cz. III)
|
|